Co dalej Palestyno?


Wczoraj wieczorem decyzją Zgromadzenia Ogólnego ONZ (ZO ONZ) Palestyna otrzymała status nieczłonkowskiego państwa obserwatora ONZ. Palestyński wniosek został poparty głosami 138 państw. Przeciwko głosowało jedynie 9, w tym: USA, Izrael, Kanada, Czechy; 40 państw ( w tym Polska) wstrzymało się od głosu. Mimo że decyzja ZO ONZ nie oznacza pełnego uznania państwowości, Palestyńska ulica ma powody do świętowania. Przede wszystkim, dlatego że wczorajsze głosowanie nie podzieliło losów podobnej inicjatywy sprzed roku, kiedy to Abbas pod naciskiem Izraela i USA wycofał wniosek i ostatecznie zrezygnował z głosowania. Tym razem było inaczej… 



Głosowanie się odbyło, Abbas nie uległ presji a przyjęta rezolucja ma świadczyć o szerokim poparciu dla idei palestyńskiej państwowości i izolacji jej przeciwników. Prezydent Abbas może więc obwieścić historyczny sukces i wystąpić jako ten, który przekuwa dążenia palestyńskiej ulicy w polityczną rzeczywistość międzynarodowej dyplomacji. Czy jednak ma do tego pewno?

Sukces na wyrost?

Ci, którzy starają się ostudzić atmosferę argumentują, że przyznany status niewiele zmienia. Palestyńczycy mają bowiem reprezentację w formie OWP, która to posiada status obserwatora, umożliwiający od 1988 roku uczestnictwo w sesjach i pracach ZO ONZ oraz utrzymywanie misji dyplomatycznej. Jak podkreślają sceptycy, z punktu widzenia mechanizmów uczestnictwa jedyną istotną zmianą jest teoretyczna możliwość odwoływania się do jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) - celem pociągania do odpowiedzialności osób pozywanych o wojenne zbrodnie (w tym Izraelczyków). Palestyna otrzymując status państwa nieczłonkowskiego może bowiem stać się sygnatariuszem Statutu Rzymskiego, pozwalającego na występowanie do trybunału. Problemem pozostaje jednak praktyczny wymiar aplikacji prawa, który może być utrudniony poprzez słabą pozycję polityczną. Owa słabość może okazać się na tyle duża, że wykorzystanie jurysdykcji MTK stanie się jedynie pobożnym życzeniem. 

Argumentem sceptyków, są dotychczasowe palestyńskie doświadczenia w owym zakresie. Przykładem były chociażby losy Komisji Goldstone’a - instytucji śledczej ONZ, badającej sprawę zbrodni wojennych w Gazie w czasie operacji „Płynny Ołów” (27 grudzień 2008 – 18 styczeń 2009). Rekomendacje komisji zalecające orzeczenie trybunału nigdy nie weszły w życie. Na przeszkodzie stanęła opozycja USA. Biały Dom sprzeciwił się rekomendacjom jako członek Rady Bezpieczeństwa ONZ (RB ONZ)– instytucji, która poza państwami sygnatariuszami Statutu Rzymskiego ma prawo kierować wniosek. W efekcie, wniosek nie został nawet poddany głosowaniu. Część komentatorów podkreśla, że podobny los może stać się udziałem przyszłych autonomicznych palestyńskich inicjatyw. Mimo bowiem że wraz z otrzymaniem statusu państwa nieczłonkowskiego Palestyna będzie mogła do trybunału występować samodzielnie (bez zgody RB ONZ), to jak się można spodziewać teoretyczna aplikacja standardów międzynarodowego prawa rozbije się o polityczne realia. Część analityków podkreśla, że antycypowana przez niektórych przyszła palestyńska batalia na forum trybunału nie będzie miała większego znaczenia. Ze względu bowiem na polityczną słabość nieczłonkowskiej Palestyny szanse pociągania do odpowiedzialności izraelskich polityków czy wojskowych są nikłe.

Z powyższej perspektywy przyznanie statusu członkowskiego to jedynie symbolika, która ma się niewiele do politycznych realiów. Kolejnym aspektem jest sam problem przyszłej niepodległości. Mimo że decyzja ZO ONZ jest określana jako istotny krok w kierunku samostanowienia, to w opinii wielu jest to krok na drodze długiej i krętej, o ile w ogóle możliwej do przebycia. Z politycznego punktu widzenia palestyńska niepodległość nie jest możliwa bez współpracy Izraela. Wraz z dyskusją nad palestyńskim wnioskiem wraca bowiem pytanie o możliwość osiągnięcia porozumienia, które mogłoby urzeczywistnić palestyńską suwerenność.
Ostatecznie to właśnie Tel-Awiw ma zadecydować o opuszczeniu okupowanego terytorium, wycofaniu osiedli i transferze  żydowskich osadników, demontażu bariery bezpieczeństwa i zgodzie na podział (lub internacjonalizację) Jerozolimy. Słowem, o przedsięwzięciach, których żaden izraelski polityk się nie podejmie. Patrząc zatem na palestyński sukces na forum ZO ONZ w kontekście realiów potencjalnych negocjacji trudno nie oprzeć się wrażeniu, że znaczenie wczorajszego głosowania ma wymiar jedynie symbolicznej manifestacji.

Co więcej, wśród komentarzy nie brakuje głosów dyskutujących bardziej przyziemne pobudki determinujące inicjatywę Abbasa. Twarde stanowisko prezydenta jest w owym ujęciu odczytane nie tylko jako chęć promocji palestyńskiej niepodległości, ale bardziej jako propaganda ukierunkowana na podreperowanie własnej od dawna słabnącej pozycji oraz odwrócenie uwagi od negocjacyjnego impasu i postępującego gospodarczego kryzysu. Abbas zapewne wyciągnął lekcję z doświadczeń arabskiej wiosny i wie, że niezadowolona ulica może zadecydować o politycznym status quo skuteczniej niż gabinetowe rozgrywki. Prezydent zdaje sobie sprawę, że hasło palestyńskiej państwowości  jest nie tyle realnym postulatem co doraźnym remedium na polityczny kryzys , który Abbas stara się zażegnać odwołując się do niepodległościowych symboli.  
Pozostaje zatem pytanie – czy owa symbolika ma realne znacznie dla urzeczywistnienia idei palestyńskiej niepodległości? Na przekór sceptykom – tak.

Sukces na miarę potrzeb?

Po pierwsze. Decyzja ZO ONZ to przede wszystkim uznanie zasadności palestyńskiego postulatu państwowości. Status państwa nieczłonkowskiego jest, jakby nie było, statusem państwa, tyle, że pozbawionego faktycznej suwerenności. Z punktu widzenia prawa zasadność palestyńskiego postulatu opiera się nie tyle o legitymację ZO ONZ co o wytyczne Konwencji z Montevideo (1933), która przyznaje prawo do państwowości podmiotom posiadającym: własną populację, określone terytorium, ośrodek władzy wykonawczej oraz zdolność do zawierania relacji dyplomatycznych z innymi państwami. Palestyna wypełnia wszystkie wyżej wymienione warunki. Teoretycznie zatem nie potrzebuje przyzwolenia ZO ONZ by postulat niepodległości stał się zasadny. Jednocześnie jednak, decyzja ONZ uwypukla inny dość istotny aspekt. Treść przyjętej wczoraj rezolucji głosi (miedzy innymi), że ZO ONZ powołując się na wcześniejsze rezolucje Narodów Zjednoczonych wzywających Izrael do wycofania okupacji, potwierdza (cytat):

Its determination to contribute to the achievement of the inalienable rights of the Palestinian people and the attainment of a peaceful settlement in the Middle East that ends the occupation that began in 1967 and fulfils the vision of two States: an independent, sovereign, democratic, contiguous and viable State of Palestine living side by side in peace and security with Israel on the basis of the pre-1967 borders.

Decyzja ONZ, zatem to potwierdzenie nielegalności izraelskiej okupacji oraz uznanie Palestyny w granicach obejmujących Jerozolimę Wschodnią jak i Strefę Gazy. W konsekwencji rekomendowane przez rezolucję negocjacje zobowiązują Izrael do wycofania osadnictwa, zniesienia blokady Strefy Gazy, wycofania jurysdykcji z terenów Jerozolimy Wschodniej (ze Starym Miastem włącznie) oraz demontażu bariery bezpieczeństwa. Oczywiście osiągnięcie powyższych nie jest możliwe bez zgody samego Izraela, który już zdążył określić rezolucję jako „zagrożenie dla pokoju”. Nie należy się zatem spodziewać by potencjalny udział Izraela w rokowaniach był choć w minimalnym wymiarze kompatybilny z treścią zawartych w rezolucji rekomendacji. Podobne stanowisko zajmuje zresztą główny kandydat na akuszera pokojowego porozumienia – Biały Dom. Dyplomacja amerykańska jednoznacznie określiła inicjatywę Abbasa jako „bezproduktywną”. W świetle powyższych rekomendowane przez rezolucję polityczne rozwiązania mogą się jawić jedynie jako czysto teoretyczne. Tak jednak nie jest... Warto podkreślić, że pomimo izraelsko-amerykańskiego bojkotu rezolucja ma wymiar praktyczny, który może przełożyć się na negocjacyjne realia.

Z palestyńskiego punktu widzenia jednym z najważniejszych aspektów inicjatywy jest bowiem udana próba internacjonalizacji zagadnienia niepodległości, która może przynieść, jeśli nie negocjacyjny przełom, to zmianę w dotychczasowej mediacyjnej praktyce. Zasadniczą ułomnością dotychczasowego procesu była nierówna pozycja negocjacyjna, która pozwalała Izraelowi jako silniejszemu arbitralnie kształtować treść ustaleń. Mimo wiec teoretycznego uczestnictwa Palestyńczyków, proces był w dużej mierze realizacją interesu izraelskiego. Jedyną alternatywą, jaką mogli aplikować palestyńscy negocjatorzy było zrywanie rozmów. W praktyce jednak, brak negocjacji dodatkowo wzmacniał pozycję izraelską, gdyż przekładał się na dalszą, niczym nie skrępowaną realizację izraelskiej agendy (w tym rozbudowę osiedli). Z perspektywy palestyńskiej uczestnictwo w rokowaniach mogło być zatem odczytywane jako zbyt kosztowne by nie powiedzieć szkodliwe. Palestyńska inicjatywa na forum ONZ jest próbą przezwyciężenia owego impasu. Inicjatywą, która przez próbę szerszego zaangażowania społeczności międzynarodowej, chce wyrwać palestyńskich negocjatorów z kręgu nierównych, kształtowanych przez Izrael i USA rozmów. Istotnym jest bowiem to, że pomyślna dla Palestyńczyków decyzja ZO ONZ to podsumowanie skutecznej, mozolnej dyplomacji bilateralnej. Sukces był bowiem możliwy jedynie dzięki szerokiemu międzynarodowemu poparciu, które wymagało od Palestyńczyków nawiązania porozumienia z 138 państwami a ostatecznie zmaterializowało się w formie korzystnej z palestyńskiego punktu widzenia rezolucji. Tym samym zatem decyzja zwolenników palestyńskiego projektu zasadniczo izoluje stanowisko amerykańskie i izraelskie. Nawet jeśli państwa, które poparły rezolucję nie zaangażują się bezpośrednio w proces mediacyjny ich wczorajsza decyzja nie jest bez znaczenia. Dyplomacja krajów, które poparły palestyński projekt wysyła jasny sygnał – jakiekolwiek rokowania muszą uwzględnić prawo Palestyńczyków do powołania państwa w granicach określonych rezolucją.

Po drugie. Znaczenie rezolucji ma jeszcze jeden niezmiernie istotny aspekt. Międzynarodowe poparcie ma bowiem także wymiar psychologiczny. Palestyńczycy otrzymali ważne moralne wsparcie. Poparcie wniosku to wyraz legitymacji dla dotychczasowych niepodległościowych, a co istotne pokojowych, starań. Rezolucja jest ponadto wzmocnieniem Abbasa i jego polityki konsekwentnie odrzucającej koncepcję oporu zbrojnego na rzecz wysiłków wykorzystujących instrumenty międzynarodowego prawa. To, czy owo wsparcie przełoży się na niepodległość, pozostaje kwestią otwartą; ważne jest jednak, że zielone światło dla państwowości utwierdzi Palestyńczyków w przekonaniu o zasadności kierunku niepodległościowych dążeń.

Podsumowując. Z punktu widzenia Palestyńczyków uchwalenie rezolucji jest ważnym krokiem w kierunku zwiększenia szans na korzystniejszą pozycję negocjacyjną. Palestyńscy negocjatorzy wiedzą, że suwerenność może być zagwarantowana jedynie na polu szerokiej reprezentacji palestyńskiego dążenia niepodległościowego. Dążenia, które może być uwiarygodnione konsekwentnym wysiłkiem samych Palestyńczyków sprzężonym z międzynarodowym naciskiem na Izrael, co w ostateczności może skłonić Tel-Aviv do poszanowania prawa stanowionego przez społeczność międzynarodową, której Izrael jest częścią.

Tekst ukazał sie na łąmach Czasopisma Internetowego BliskiWschód.pl 

Co mówi Bóg?


Proszę tędy, Abuna zaraz przyjdzie. Niech pan spocznie, przyniosę kawę.


Gospodyni opuściła mnie wycierając po drodze kurz z półek z książkami. Usiadłem w zbyt miękkim fotelu ciągle zastanawiając się jakim cudem w pomieszczeniu jest tak przyjemnie chłodno. Wkrótce w pokoju pojawił się około pięćdziesięcioletni mężczyzna o żwawym spojrzeniu i kępie rozczochranych włosów na głowie. Ksiądz dr Rafiq Khoury, proboszcz Rzymskokatolickiej Parafii pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Birzeit (Zachodni Brzeg Jordanu). Usiadł i napełnił filiżanki kawą z kardamonem.


Chcesz rozmawiać o teologii ? Zapytał.



Tak.

Skąd jesteś?

Z Polski.

To dobrze, jeszcze nie rozmawiałem z Polakiem.

Czy chrześcijanie Ziemi Świętej są dyskryminowani?
Tak, jeśli mowa o Palestyńczykach, to z pewnością tak.

Przez kogo?
Przez państwo Izrael, przez izraelskie prawodawstwo, i izraelskich polityków. Przez realia okupacji, która powołując sie na objawione prawdy krzywdzi. Wszystko jest kwestią interpretacji. Słowa Boga trzeba odczytywać tak by czynić dobro. Bóg jest bogiem krzyża, nie miecza. Niestety w Ziemi Świętej dziś, mało kto o tym pamięta.

Czy Bóg wzywa zatem do walki?
Nie, bo nie jest politykiem… choć takie interpretacje są poniekąd zrozumiałe.

Dlaczego?
Bo przewijają się przez tradycję i kulturę. Bóg stawał się panem świętej wojny bo ludzie tworzyli go na własne podobieństwo i dla własnych potrzeb. Jahwe Starego Testamentu był plemiennym Bogiem, do którego modlono się o powodzenie w bitwach i karę dla wrogów. Podobne interpretacje zresztą, choć dalekie od trybalizmu, były obecne w tradycji chrześcijańskiej. Dzisiaj jednak nie można ich usprawiedliwiać, wręcz przeciwnie. Musimy przypominać o objawianiu prawdziwym, które nie ma nic z polityką wspólnego.
Dzisiejsze zrozumienie słowa Bożego nie może dziać się w oderwaniu od realiów historycznych czy społecznych. Kiedy istnienie Izraelitów było zagrożone, modlitwa o boskie wsparcie była sprawą zrozumiałą. Dziś Izrael jest potężny i bezpieczny. Po raz pierwszy od tysięcy lat Żydzi nie musza się martwić o swoje przetrwanie. Nie są zagrożeni militarną interwencją, nie grozi im Holocaust. Żydzi  są  w momencie, w którym nie muszą modlić się o zwycięskie bitwy.

A modlą się?
Wiem, że większość Żydów, w szczególności tych, którzy pamiętają żydowsko-palestyńską koegzystencję, to ludzie którzy nie życzą nam krzywdy. Oni krzywdy po prostu jej nie widzą, albo ją usprawiedliwiają…  Ale są też i ci, którzy doskonale zdają sobie sprawę z naszej krzywdy i są za nią odpowiedzialni  - głównie politycy, czy religijni przywódcy żydowscy w politykę uwikłani.   

Jak ksiądz definiuje syjonizm?
Syjonizm dziś, to ideologia kolonialnej ekspansji i rasowej supremacji, która wykorzystuje objawione słowo dla osiągnięcia politycznych i terytorialnych korzyści.

Kosztem Palestyńczyków …
Nie tylko. Syjonizm cofa dorobek cywilizacyjny ludzkości.  Jest powrotem do tradycji plemiennych, kodeksem moralnym, który używa krzywdy innych dla źle pojmowanego szczęścia nacji własnej.
Pytanie o syjonizm jest dla mnie szczególnie ważne, bo dotyczy mojej tożsamości jako Palestyńczyka i katolickiego księdza. Moją rolą jest stanie po stronie prawdy, moją odpowiedzią jest teologia.

Teologia kontekstualna?
Tak - teologia, która szuka znaczenia słowa Bożego w kontekście realiów społecznych, historycznych i kulturowych – inaczej teologia inkarnacji, która łączy ponadczasowe, wieczne, objawione słowo Boga z czasem, w którym żyjemy teraz; łączy teologię z: kulturą i historią. Jest więc pryzmatem, przez który musimy patrzeć  by zrozumieć co do nas mówi Bóg.

To zapewne trochę skomplikowane …
Nie aż tak bardzo jak by się mogło wydawać. Teologia w Palestynie to nie abstrakcyjna nauka czy jedynie wyspecjalizowany namysł szukający rozumowych podstaw wiary. To codzienna konieczność i powszednia refleksja wielu, także zwykłych ludzi, ale przede wszystkim …  Narzędzie przetrwania.
Przynajmniej od czasu Wojny Sześciodniowej.  

Dlaczego?
Wojna sprowokowała szereg poniekąd nowych dla nas pytań. Zaczęliśmy się zastanawiać czym i jaka jest misja chrześcijan w obliczu okupacji, co to znaczy być chrześcijaninem Arabem, co znaczy nasza palestyńskość. Do tego doszedł problem etnicznej dyskryminacji. Rozbudowa osiedli, zabór ziemi, judaizacja Jerozolimy - wydażenia, które naprawdę wstrząsnęły życiem Palestyńczyków, w tym chrześcijan. Co więcej okupacja stała się nie tylko zagadnieniem natury politycznej, ale także problemem teologicznym.

W jaki sposób?
Izraelska kolonizacja  w dużej mierze upatruje swą legitymację w objawieniu. Innymi słowy - prawo do podboju jest tłumaczone Boską wolą. Teologia kontekstualna służy zatem jako argument w dyskusji z manipulacją objawienia. Inna sprawa, że powstanie teologii kontekstualnej było praktyczną potrzebą duszpasterstwa. Ludzie byli zagubiemi. Przychodzili i  mówili: Żydzi zabierają naszą ziemię i niszczą uprawy, przychodzą z karabinem na ramieniu i Pismem Świętym pod pachąCzy tego chce Bóg? Wielu się poddało,  porzucili wiarę.
W warunkach okupacji, namysł teologiczny stałsię zatem konieczny. Palestyńska teologia kontekstualna jest odpowiedzią na pytania praktyczne, a zarazem najważniejsze. Jest warunkiem  naszego przetrwania i narzędziem w sporze o prawdę.

Co jest zatem prawdą?
Prawda została objawiona dwa tysiące lata temu, a my musimy ją odkrywać ciągle na nowo. Klasyczna teologia mówi o uniwersalnym ponadczasowym posłannictwie miłosiernego Chrystusa. Teologia kontekstualna mówi o tej samej prawdzie, ale w odniesieniu do konkretnych realiów społecznych. Realia okupacji powodują, że problemy dnia codziennego stają się problemami teologicznymi.

Na przykład jakie?
Weźmy za przykład choćby zagadnienie ziemi. Syjonizm powstał jako idea kolonizacji skoncentrowana wokół hasła „ziemia bez ludzi dla ludzi bez ziemi”, ignorując prawa rdzennej ludności palestyńskiej. Jednocześnie jednak syjoniści doskonale wiedzieli, że upragniona przez nich ziemia ma własnych mieszkańców. Syjonistyczna idea powrotu do „ziemi bez ludzi” oznaczała zatem odzyskanie własności przynależnej jedynie Żydom– ziemi obiecanej. Mimo swojej laickiej czy lewicowej genezy syjonizm powstał jako ruch wypełniający historyczną koniczność objawienia. Związek pomiędzy syjonizmem a religijnym radykalizmem jest oczywisty, gdyż kolonizacja ziemi jest wspólnym narzędziem obu ruchów. Sami Palestyńczycy natomiast są poddani opresji i prześladowaniu tylko dlatego, że stoją na przeszkodzie owych planów. Mówiąc wprost – tylko dlatego, że im się ziemia obiecana nie należy, bo nie są Żydami.
To nie wszystko, popatrzmy dalej - na konsekwencje, mamy więc: stymulację przesiedleń, ograniczanie prawa rozwoju przestrzennego, przejmowanie czy niszczenie upraw, rozbudowę osadnictwa. Innymi słowy usprawiedliwienie i praktyka okupacji.
Innym przykładem jest tzw. „prawo do powrotu”. Prawo to przyznaje możliwość uzyskania obywatelstwa Izraela na podstawie wyznania. Jednocześnie Izrael zabrania prawa do powrotu palestyńskim uchodźcom, którzy utracili swe domy w wyniku wojny 1947-1949.  Mamy więc sytuację, gdzie konkretna grupa etniczna cieszy się prawem do ziemi na podstawie legitymacji wyznaniowej. Jest to sytuacja wybitnie niebezpieczna, gdyż usprawiedliwia krzywdę sankcją objawionego słowa.
Sytuacja, w której wola Boga jest na usługach ideologii jest nie tylko wypaczeniem z teologicznego punku widzenia, to po prostu zagrożenie bezpieczeństwa. Interpretacja syjonistów to najkrótsza droga do wyniszczenia.

Czy żydowskie objawienie jest potrzebne palestyńskim chrześcijanom?
Wszystko jest kwestią interpretacji. Stary Testament jest używany tak, by służył jako narzędzie krzywdy, ale to nie znaczy, że nie może być podstawą do szukania sprawiedliwości. Ogromna cześć Starego Testamentu jest prawdą uniwersalną, istnieje jednak duża cześć problematyki w sposób szczególny związana z historią narodu żydowskiego. W obliczu dziejącej się dziś okupacji palestyńscy chrześcijanie tracą wiarę w tą część objawienia, która jest związana z judaizmem jako takim. Wielu mówi ‘Stary Testament mnie nie obchodzi, to żydowska książka’. Palestyńscy chrześcijanie się pogubili, pytają: ‘czy Bóg jest przeciw nam,  jak może wybierać jednych i  krzywdzić innych?’ ‘czy żydzi są narodem wybranym a  Palestyna obiecaną ziemią?’

Co im ksiądz odpowiada?
Powtarzam, że  największa obietnicą Boga był, jest i będzie Jezus Chrystus.  Żadna treść Starego Testamentu nie może być odczytana bez posłannictwa Chrystusa. Dzięki swej inkarnacji Bóg powiedział, że nie ma wybranego ludu, nie ma obiecanej ziemi. Chrystus nauczył nas, że wszyscy jesteśmy jego dziećmi, a cała ziemia jest wspólną własnością. Posłannictwo Chrystusa zdezaktualizowało koncepcje narodu wybranego.
Nasza rola jako Palestyńczyków polega na ciągłym przypominaniu, że spuścizna tego małego kawałka ziemi należy do wszystkich. Zarówno do tych którzy widzą w niej dziedzictwo antyczne, jak i do Żydów, Chrześcijan i Muzułmanów. Teologia kontekstualna nie ogranicza się zatem jedynie do dyskusji z rzeczywistością polityczną Syjonizmu. To namysł nad wolą Boga w ogóle.

Czego zatem chce Bóg?  
Wierzę, że Bóg chce by tradycja Ziemi Świętej była tradycją całej ludzkości. Wierzę, że naszym obowiązkiem jest nauczanie, że Bóg nie wybrał narodu, który miałaby wyłączność na prawdę, czy nadrzędny status względem innych tradycji. Słowo Boga jest uniwersalne tak jak uniwersalna jest tradycja Ziemi Świętej.
Palestyna może być miejscem dialogu, mamy przecież wiele wspólnego. Jesteśmy dziećmi jednego Boga, potomkami tych samych proroków i wyznawcami uniwersalnych, objawionych kodeksów moralnych. To podstawy, które dał nam Bóg po to byśmy mogli żyć w pokoju. Historia nie jest dziełem przypadku, tworzą ją ludzie. Dlatego jesteśmy za nią odpowiedzialni. Losy Ziemi Świętej były historią wojny, ale też i pokoju. Dobro ludzi mieszkających w Palestynie zależy od nas samych.

Czy pokojowa koegzystencja w ramach jednej niepodzielonej Jerozolimy jest możliwa?
Tak ale pod warunkiem, że Jerozolima będzie miastem o statucie corpus separatum (miastem eksterytorialnym pod zarządem międzynarodowym), tak jak rekomendują rezolucje prawa międzynarodowego. To jedyne wyjście. Wystarczy sięgnąć po przykłady z historii; za każdym razem, kiedy Jerozolima stawała się obiektem zaboru, historia miasta stawała się historią śmierci. Największym zagrożeniem Jerozolimy zawsze byli fanatyczni obrońcy jej świętości, którzy widzieli siebie jako jedynych prawych mieszkańców. Jedynie wtedy, kiedy Jerozolima była przedmiotem porozumienia, historia jej mieszkańców była historią rozwoju i dobrobytu. Tradycja miasta to nie tylko tradycja konfliktu. Jerozolima może rozkwitać niczym ogród, ale może też być cmentarzem. Wybór jest po naszej stronie. Jeśli uda nam się porozumieć w kwestii Jerozolimy wiara w pokojową koegzystencję dwóch narodów i trzech monoteizmów powróci. 
Jesień 2010

Ps. Rafiq Khoury nie jest już proboszczem w Birzeit. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy (wiosna 2012), mówił, że aktualnie pracuje na Uniwersytecie Betlejemskim.

Tekst ukazał się na łamach Czasopisma Internetowego BliskiWschód.pl