Zgodnie z tym co zapowiadał prezydent Abbas, palestyński wniosek o członkowstwo w ONZ trafił na forum Rady Bezpieczeństwa. Mimo, że sprawa jest powszechnie określana jako jedno z najważniejszych wydarzeń politycznych regionu, to nie należy spodziewać się szybkiego przesilenia. Prawdziwy wymiar inicjatywy będzie rezultatem nie tyle aplikacji mechanizmów Narodów Zjednoczonych co skomplikowanej jeśli nie skazanej na porażkę dyplomacji.
Oficjalne przesłanie prezydenta Abbasa jest proste –
głosowanie ma być wstępem do Palestyńskiej niepodległości, uznaniem
suwerenności palestyńskiego narodu, aktem samostanowienia oraz przerwaniem
negocjacyjnego impasu. Uznanie członkowstwa Narodów Zjednoczonych wymaga dwuetapowej procedury.
Pierwszym krokiem będzie debata na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ (RB), kolejnym
zaś rekomendacja wniosku pod głosowanie na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ
(ZO), które wymaga zatwierdzenia większością 2/3 głosów (129 głosów).
Wiadomo jednak, że Autonomii Palestyńskiej nie uda się
uzyskać pełnego statusu. Na przeszkodzie stoi bowiem stanowisko USA. Inicjatywa
spotkała się z jednoznaczną krytyką Białego Domu. Podczas środowego spotkania z
prezydentem Abbasem, prezydent Obama powtórzył:
Głosowanie na forum ONZ jest bezproduktywne.
Palestyńczycy nie osiągną państwowości poprzez mechanizmy Narodów
Zjednoczonych. Stany Zjednoczone przeciwstawią się jakiejkolwiek inicjatywie
RB, mierzącej w uznanie państwa Palestyna.
Stanowisko Białego Domu jest zatem jednoznaczne -
głosowanie będzie fiaskiem, gdyż nie uzyska poparcia USA, które jest niezbędne
ze względu na amerykański status stałego członka rady.
Palestyńscy negocjatorzy są jednak zdeterminowani by
nie wrócić do Ramallah z pustymi rękami. Jak informował dzisiaj, reprezentant
Abbasa, Muhammad Shatayyeh, wniosek trafi najpierw w ręce komitetu ekspertów. W
praktyce jest to taktyka gry na zwłokę. Palestyńczycy chcą formalnie
zainicjować proces na forum RB już dziś, jednocześnie starają się zyskać jak
najwięcej czasu na negocjację z USA.
Wniosek jest bowiem traktowany jako element nacisku na
dyplomację USA. Zgodnie z ową logiką Abbas liczy, że podstawiony pod murem
arabskich oczekiwań Obama ostatecznie przestraszy się izolacji, w konsekwencji
skłoni Izrael do większej elastyczności negocjacyjnej. Z drugiej strony
wiadomo, że Biały Dom wniosku poprzeć nie może ze względu na strategiczne
partnerstwo z Tel-Avivem. Jak kalkulują Palestyńczycy, Obama zdecyduje się
zapewne na rozwiązanie pośrednie – będzie próbował przeforsować wycofanie
wniosku za cenę odnowienia bardziej obiecującej formy negocjacji z Izraelem.
Póki co trwa wojna nerwów a Amerykanie nie tracą
zimnej krwi. Konsul Generalny USA w Jerozolimie, Daniel Rubinstein
zapowiedział, że w wypadku forsowania wniosku, Waszyngton zdecyduje się na
odcięcie pomocy finansowej dla autonomii. Prezydent Abbas liczy na
marchewki, póki co dostaje kijem.
Inną alternatywą jaką mogą wykorzystać Palestyńczycy
jest próba uzyskania tzw. „statusu watykańskiego” innymi słowy statusu „państwa
nie-członkowskiego”. Jest to opcja, której pomyślna finalizacja jest zasadniczo
prosta, gdyż wymaga jedynie zwykłej większości Zgromadzenia Ogólnego bez
konieczności angażowania Rady Bezpieczeństwa. Pozyskanie tego rodzaju poparcia
nie będzie stanowić problemu, gdyż jak szacują sami Palestyńczycy wniosek może
liczyć na 126 głosów.
Powyższa opcja nie jest jednak alternatywą atrakcyjną,
gdyż z perspektywy palestyńskiej niewiele zmienia. Palestyńczycy mają bowiem
reprezentację w formie OWP (Organizacji Wyzwolenia Palestyny), która to posiada
status obserwatora, umożliwiający od 1988 roku uczestnictwo w sesjach i pracach
ZO oraz utrzymywanie misji dyplomatycznej.
Oficjalnym stanowiskiem artykułowanym wczoraj przez
prezydenta Abbasa jest użycie obu alternatyw – zwrócenie się do RB oraz
wykorzystanie głosowania nad „opcją watykańską” w wypadku porażki pierwszej
alternatywy. Jak się należy spodziewać, konsekwencją powyższej strategii będzie zapewne
skomplikowana dyskusja w łonie samych uczestników i aktorów głosowania.
Dotychczasowe tarcia sprowadzały się głównie do amerykańskiego nacisku na
europejskich członków RB – Francję i Wielką Brytanię, co z perspektywy USA
miało zneutralizować negatywny wpływ izolacji.
Jak do tej pory ani Londyn ani Paryż nie skłoniły się
do promowanej przez Biały Dom opcji veta. Powodem francuskiego i brytyjskiego
kursu może być próba utrzymania korzystnego wizerunku w regionie. Oba kraje
poprawiły swoje notowania silnym zaangażowaniem w interwencję w Libii oraz
konsekwentnym (choć nieudanym) wysiłkiem na rzecz sankcji przeciwko reżimowi
Assada w Syrii. Jak się można domyślać, ani Londyn, ani Paryż nie chcą stracić
w oczach bliskowschodniej dyplomacji, na rzecz mało istotnego w gruncie rzeczy
głosowania. Oba kraje zdają sobie bowiem sprawę, że jedno (amerykańskie) weto
wystarczy.
Niejasne pozostaje stanowisko Unii Europejskiej. Mimo
poparcia krajów członkowskich oficjalna agenda UE jest wobec wniosku
sceptyczna. Jak mówiła podczas poniedziałkowego spotkania Ligii Państw
Arabskich, Przedstawiciel UE ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej Catherine
Ashton, wspólnota jest bardziej skłonna poprzeć powrót do negocjacji
dwustronnych. Wśród krajów europejskich zdania się podzielone. Za uznaniem Palestyny
jednoznacznie opowiedziały się Hiszpania, Szwecja, Norwegia, Malta,
Portugalia, Luksemburg i Belgia; przeciw: Włochy, Niemcy, Bułgaria i Czechy.
Palestyńska „inicjatywa wrześniowa” stała się powodem
międzynarodowej dyskusji, skomplikowanej dyplomacji i kontrowersji. Zwolennicy
głosowania już zdążyli odtrąbić sukces, ich argumentacja zasadza się na
przekonaniu, że bez względu na rezultat negocjacyjny ferment staje się
wartością sam w sobie, gdyż propaguje kwestię palestyńską jako taką.
Biorąc jednak pod uwagę polityczne uwarunkowania,
determinujące inicjatywę należy jednoznacznie stwierdzić: głosowanie jest
przede wszystkim próbą internacjonalizacji zagadnienia negocjacji. W
perspektywie czasu kwestia palestyńskiej suwerenności pozostanie zapewne
zagadnieniem odległym jak zawsze.
Geneza
Decyzja o zaangażowaniu mechanizmów decyzyjnych
Narodów Zjednoczonych jest przejawem frustracji powodowanej bezproduktywnością
dotychczasowych mediacji.
Z palestyńskiego punktu widzenia, zasadniczą
ułomnością dotychczasowego procesu była nierówna pozycja negocjacyjna, która
pozwalała Izraelowi jako silniejszemu uczestnikowi rokowań autorytarnie
kształtować treść ustaleń. Mimo wiec teoretycznego uczestnictwa Palestyńczyków,
proces był w dużej mierze realizacją interesu izraelskiego. Jedyną alternatywą
jaką mogli aplikować palestyńscy negocjatorzy było zrywanie rozmów. W praktyce
jednak, brak negocjacji dodatkowo wzmacniał pozycję izraelską, gdyż przekładał
się na dalszą, niczym nie skrępowaną realizację izraelskiej agendy.
Z perspektywy palestyńskiej dalsze uczestnictwo w
rokowaniach mogło być zatem odczytywane jako zbyt kosztowne by nie powiedzieć
szkodliwe. Zmiana kursu zasadzająca się na zaangażowaniu Narodów Zjednoczonych jest
traktowana jako teoretyczne rozwiązanie problemu izraelskiego „partnerstwa”.
Izolacja Izraela poprzez zastąpienie rokowań dwustronnych debatą
międzynarodową ma w założeniu wzmocnić palestyńskie stanowisko, udowodnić
prawomocność żądań oraz dowieść międzynarodowego poparcia, co w założeniu
mogłoby doprowadzić do nacisku na Izrael. Taktyka, ma więc zasadzać się nie
tyle na całkowitym demontażu negocjacji, co na poszerzeniu spektrum
zaangażowanych w mediację.
Kolejną przesłanką palestyńskiego wniosku jest
impotencja mediatorów. Instytucja powołana do procesu mediacji - Kwartet
Bliskowschodni (USA, UE, Rosja, ONZ) okazała się bezproduktywna. Zasadniczą
cechą kwartetu jest dominująca pozycja USA. Zgodnie z dotychczasowym
palestyńskim stanowiskiem rola Białego Domu była postrzegana jako kluczowa.
Nadzieje zostały dodatkowo wzmocnione kadencją Obamy, który w kontraście do
swojego poprzednika był postrzegany jako zdeterminowany pro-negocjacyjną, a co
najważniejsze, przychylną Palestyńczykom polityką.
Nadzieje okazały się złudne. Obama nie był wstanie
wywrzeć na Izraelu choćby podstawowych warunków negocjacyjnych. Jednocześnie
wątła pozycja negocjacyjna Abbasa słabła, skompromitowany porażką jak i
obarczony grzechem uczestnictwa w groteskowym procesie prezydent dramatycznie
tracił poparcie. Począwszy od jesieni 2010 negocjacje są martwe, Bliskowschodni
Kwartet zaś milczy.
Biorąc pod uwagę wyżej zarysowaną problematykę dążenie
do internacjonalizacji rokowań może być z Palestyńskiego punktu widzenia
zasadne. Zgodnie z ową logiką Palestyńczykom udałoby się uniezależnić od
bezproduktywnego modelu rokowań, zneutralizować dominację negocjacyjną Izraela
oraz przesunąć rolę mediacyjną w kierunku przychylnej Palestyńczykom
społeczności międzynarodowej.
Należy jednakowoż podkreślić, jakiekolwiek będą
konsekwencje palestyńskiej inicjatywy, ani odizolowanie Izraela, ani
odizolowanie USA nie są możliwe. Bez poparcia Białego Domu uzyskanie statusu
państwowości jest iluzją. Co więcej, nawet gdyby Amerykanie diametralnie
zmienili swoja politykę, zrywając sojusz z Izraelem i poparli Palestyńczyków
jedyną różnicą była by zamiana statusu okupowanego terytorium, na okupowaną
Palestynę. Oczywiście politycy palestyńscy zdają sobie sprawę, że rzeczywisty
wymiar wrześniowej inicjatywy będzie w dużej mierze symboliczny. I mimo, że
wielu popada w triumfalizm, palestyńskie środowiska polityczne wiedzą, że samo
wymachiwanie flagą nie wystarczy.
Warto się jednak zastanowić, dlaczego środowisko
Abbasa zdecydowało się na internacjonalizację problemu dopiero teraz? Impotencja mediacji
nie jest bowiem symptomem lat ostatnich, a objawem choroby, która toczy schemat
rokowań od ponad 15 lat. Bezsilność kwartetu i niemoc amerykańskiej dyplomacji
są jedynie częścią nieadekwatnego modelu negocjacyjnego, który jest
nieprzerwanym procesem realizacji Izraelskiej agendy.
Wbrew pozorom, odpowiedź na powyższe pytanie nie jest
skomplikowana. Palestyńskie przywództwo stara się przede wszystkim wzmocnić
swoją władzę oraz zneutralizować przesiąknięte arabską wiosną ludów nastroje
palestyńskiej ulicy. Pozycja Abbasa jest słaba. Usankcjonowana amerykańskim i izraelskim
przyzwoleniem, rola prezydenta jest odległą od oczekiwań. Abbas nie posiada ani
legitymacji prawnej (zgodnie z konstytucją jego kadencja skończyła się w roku
2009), ani tym bardziej społecznej. Palestyńczycy są zawiedzeni jałowością
negocjacji, jak i samą rolą prezydenta, który jest częstokroć postrzegany jako
marionetka bezzasadnych rokowań. W przeciętnej świadomości palestyńskiej
dotychczasowy proces jest niczym innym jak realizacją izraelskiego interesu, a
samo uczestnictwo Abbasa desperacką próbą utrzymania władzy na fali
bezproduktywnych negocjacji.
Problem dodatkowo skomplikowały realia arabskiej
wiosny ludów. Polityczne przesilenie w Egipcie czy Tunezji pokazało
Palestyńczykom, że niechciana władza musi się liczyć z wolą ulicy. Dylemat
Abbasa to świadomość, że ani on sam, ani jego otoczenie, nie są w stanie owej
woli wypełnić. Inicjatywa wrześniowa ma być zatem częściową odpowiedzią na
palestyńskie oczekiwania.
Przekaz internacjonalizacji palestyńskiego problemu
jest prosty– nie dla ułomnych negocjacji, tak dla samostanowienia. To, na ile
tak prosty komunikat jest przekonywujący pozostaje jednak pytaniem otwartym.
Z legalnego punktu widzenia inicjatywa wrześniowa jest
w dużej mierze jedynie symboliczna. Jak się jednak wydaje, symbolika owa może
być zbyt kosztowana zarówno dla sprawy palestyńskiej jak i samego Abbasa.
Zasadność
Z góry skazane na porażkę głosowanie palestyńskiego
członkowstwa jest poniekąd próbą nadania legitymacji realiom, które owej
legitymacji nie potrzebują.
Jeśli bowiem celem inicjatywy ma być uznanie
prawa do państwowości, to jest to wysiłek zbędny, gdyż prawo to zostało
potwierdzone zarówno przede wszystkim przez 181 Rezolucją ZO ONZ z listopada
1947, która dokonała podziału obszaru Brytyjskiego Mandatu Palestyny na dwa
suwerenne państwa – Izrael i Palestynę. Palestyńskie dążenie do
państwowości ma ponadto umocowanie w ustaleniach ogólnych prawa
międzynarodowego.
Zgodnie bowiem z Konwencją z Montevideo (1933) prawo
do państwowości ma podmiot który posiada: własną populację, określone
terytorium, ośrodek władzy wykonawczej oraz zdolność do zawierania relacji
dyplomatycznych z innymi państwami. Palestyna wypełnia wszystkie wyżej
wymienione warunki. Zgodnie zatem z prawem międzynarodowym głosowanie nad
członkowstwem Autonomii Palestyńskiej w ONZ nie jest konieczne by potwierdzić
prawo Palestyńczyków do państwowości.
Ponadto, inicjatywa wrześniowa nie wnosi nic nowego w
zagadnienie legalności izraelskiego osadnictwa, aneksji Jerozolimy Wschodniej
czy unilateralnego ustalenia de facto granic w postaci Bariery
Bezpieczeństwa. Wszystkie zagadnienia były określone jako niezgodne z
Międzynarodowym Prawem Humanitarnym treścią rezolucji ZO i RB oraz orzeczeniem
Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.
Z punktu widzenia prawa międzynarodowego zagadnienie
jest stosunkowo jasne. Izraelska okupacja nie jest obecnością permanentną,
Izrael nie ma prawa dokonywać aneksji czy kolonizacji ziemi, ani zmieniać statusu
prawnego mieszkańców. Polityka osadnicza i aneksja Jerozolimy Wschodniej są
nielegalne i nieważne. Palestyńczycy zaś mają prawo i podstawy ku temu by
samoczynnie stanowić o własnej niezawisłości i suwerenności państwowej. Prawo międzynarodowe
dostatecznie zabezpiecza palestyńską suwerenność. To czego brakuje to jego
aplikacja.
Warto jednocześnie podkreślić, że powyższa konstatacja
nie dyskredytuje automatycznie strategii Abbasa. Podjęcie się wysiłku, który
przypomni na forum międzynarodowym o palestyńskich prawach jest bowiem zasadne.
Inną, ważną korzyścią inicjatywy będzie możliwość odwoływanie się do
jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK), do którego bezpośredni
dostęp jest możliwy jedynie w warunkach posiadania państwowości. Nawet jeśli
Palestyńczykom uda się uzyskać jedynie status watykański, dostęp do MTK będzie
możliwy - w praktyce będzie to oznaczać możliwość składania pozwów przeciwko
konkretnym izraelskim politykom odpowiedzialnym za zbrodnie wojenne i zbrodnie
przeciwko ludzkości.
Po raz kolejny jednak ważnym aspektem będzie nie tyle
teoretyczna możliwość, co praktyczny wymiar aplikacji prawa, który może być
utrudniony poprzez słabą pozycję polityczną. Doskonałym przykładem problemu
była chociażby instytucja Komisji Goldestone’a, badająca zbrodnie wojenne w
Gazie, której ustalenia nigdy nie weszły w życie, ze względu na opozycję USA
jak i naciski na władze autonomii. Komisja miała w założeniu rekomendować RB
powołanie trybunału osądzającego izraelskie zbrodnie w Gazie. Ze względu jednak
na uwarunkowania polityczne rekomendacje Raportu Goldestone’a pozostały jedynie
teorią. Podobnie nie należy się spodziewać by samo przystąpienie do MTK stało
się wystarczającą podstawą by ubiegać się o ściganie zbrodni. Łatwo bowiem
wyobrazić sobie polityczny amerykański i izraelski nacisk na autonomię, by ta
odstąpiła od wniosków. Rozdźwięk pomiędzy prawem a praktyką polityki nie
jest niczym nowym. Poza elementami pozytywnymi inicjatywa wrześniowa z perspektywy interesów
budowania palestyńskiej niepodległości może mieć również negatywne skutki.
Konsekwencje
Paradoksalnie jednym z największych niebezpieczeństw
jest potencjalne osłabienie palestyńskiego stanowiska negocjacyjnego.
Dotychczas aplikowana negocjacyjna zasadność palestyńskich pretensji
niepodległościowych opiera się o szerokie i wyczerpujące podstawy prawa
międzynarodowego. Jeśli wytyczne inicjatywy wrześniowej zaowocują rezolucją, która obejmie
swym zakresem węższy zakres zagadnień, istnieje niebezpieczeństwo, że jej treść
stanie się podstawą do umniejszania roli wcześniejszych, bardziej
konsekwentnych podstaw prawnych.
Inną niebezpieczną konsekwencją byłoby bezpośrednie
przełożenie bezproduktywnej tradycji negocjacyjnej na forum międzynarodowe, czy
wręcz wtłoczenie jej w kontekst międzynarodowego prawa. Chodzi bowiem o
niebezpieczeństwo legalizacji ogólników wyprodukowanych tradycją
dotychczasowych negocjacji. Podczas gdy ustalony jak dotąd zakres prawa
międzynarodowego dostatecznie zabezpiecza interesy palestyńskiej suwerenności,
potencjalne zalegalizowanie ustaleń dwustronnych wprowadziłoby w sferę prawa
materiał, który swym zakresem i znaczeniem byłby nieporównywalnie mniej
korzystny z punktu widzenia palestyńskiego samostanowienia.
Kwestią zasadniczą pozostaje zatem nie tyle sam
mechanizm czy forma głosowania inicjatywy wrześniowej, ale treść przyszłych
ustaleń.
Zakładając, że jakakolwiek przyszła forma porozumienia
i tak będzie musiała uzyskać amerykańskie poparcie i współpracę izraelską,
można przypuszczać, że w wypadku uzyskania statusu watykańskiego, Izrael za
pośrednictwem USA zwróci się w kierunku negocjacji, oferując rozwiązania
uwzględniające nowe polityczne realia. Status watykański, obejmujący terytoria,
na których aktualnie sprawuje władze autonomia stanie się wówczas dla Izraela
doskonałym narzędziem ograniczenia palestyńskich żądań.
W efekcie inicjatywy Izrael może bowiem zaproponować
negocjacje państwa obejmującego jedynie poszatkowany osiedlami obszar
Zachodniego Brzegu Jordanu, bez kontroli nad Jerozolimą czy Stefą Gazy, z
jednoczesnymi gwarancjami dla izraelskiego bezpieczeństwa oznaczającymi:
kontrolę zasobów wodnych i przestrzeni powietrznej, utrzymanie Bariery
Bezpieczeństwa i osiedli, wymóg delegalizacji terrorystycznych a de facto po
prostu innych niż pro-negocjacyjny obóz Abbasa ugrupowań oraz wymóg zerwania
umowy koalicyjnej z Hamasem.
W praktyce oznaczałoby to zwykłe przeniesienie
negocjacyjnej agendy Izraela w nowe realia. To kto będzie negocjacyjnym
partnerem, czy raczej negocjacyjną marionetką nie będzie wówczas miało
znaczenia. Wszystko jedno bowiem, czy będzie to prezydent Autonomii
Palestyńskiej czy prezydent „państwa nie-członkowskiego ONZ”. Zagadnienie
suwerenności jako takiej pozostanie problemem czysto teoretycznym.
Brak realnego poparcia. Brak
przejrzystości procesu
Kolejnym problemem jest potencjalny brak legitymacji.
Podczas gdy samo poparcie palestyńskiej ulicy jest duże, to nie koniecznie jest
ono poparciem dla tych rozwiązań, które mogą stać się konsekwencją wniosku.
Czym innym jest bowiem spontaniczny wiec niepodległościowy
na ulicach Nablusu czy Ramallah, czym innym częstokroć gorzkie realia
dyplomacji. Część Palestyńczyków, świadoma problemu obawia się, że praktyka
inicjatywy sprowadzi się do znanego z procesu negocjacyjnego zwyczaju
przepychania ustaleń kanałami nieoficjalnymi.
Praktycznie każda ważniejsza dotychczas aplikowana
inicjatywa negocjacyjna była „wzbogacana” listami gwarancyjnymi, memorandami
czy innymi gabinetowymi wieloznacznymi ustaleniami, które w założeniu miały
balansować oczekiwania obu stron, tak by jednoczenie nie rezygnować z
oficjalnej częstokroć różnej agendy. Wieloznaczności interpretacyjne
umożliwiały większą elastyczność, a oczekiwania partnerów zmieniały się w
zależności od politycznych uwarunkowań.
Z perspektywy Abbasa gabinetowa polityka miała w
teorii pomóc odnaleźć się pomiędzy oczekiwaniami Palestyńczyków, możliwościami
negocjacyjnymi USA a stanowiskiem Izraela. W praktyce jednak prowadziła ona do
negocjacji dla samych negocjacji a rokowania stały się rytuałem ratującym
polityczne kariery izraelskich premierów jak i samego Abbasa.
Jeśli tradycja owa stałaby się formą dyplomacji na
forum ONZ palestyński wniosek zalegalizowałby szkodliwą dla sprawy politykę. O
ile strategia zróżnicowanej kanalizacji negocjacyjnych oczekiwań jest zrozumiała
w warunkach kształtowanej przez polityków dyplomacji o tyle jej wieloznaczny i
nietransparentny wymiar jest szkodliwy dla forum ONZ jako miejsca kształtowania
nie tylko polityki ale i międzynarodowego prawa.
Niedostateczna reprezentacja
Innym problemem są konsekwencje głosowania w sferze
palestyńskiej polityki wewnętrznej. Jak się można domyślać, rezultatem
inicjatywy będzie uzyskanie przez Autonomię Palestyńską „statusu
watykańskiego”, co będzie de facto oznaczać zastąpienie roli OWP posiadającej
status obserwatora. Kwestią najbardziej kontrowersyjną jest wymiar
reprezentacji. OWP jest reprezentacją znacznie szerszego kręgu palestyńskich
środowisk niż władza autonomii, która nie obejmuje ani palestyńskiej diaspory,
ani uchodźców ani Palestyńczyków Gazy. Jak podkreśla część nieprzychylnych
inicjatywie Palestyńczyków, w przypadku zastąpienie przedstawicielstwa OWP
reprezentacją autonomii prawa uchodźców, diaspory, czy nawet samych
Palestyńczyków mieszkających w Izraelu nie będą należycie reprezentowane.
Zgodnie z ową logiką inicjatywa wrześniowa godzi w
wypracowaną przez pokolenia jedność palestyńskiego żywiołu narodowego, gdyż nie
obejmuje swym zakresem wszystkich Palestyńczyków, a jedynie 2 miliony
mieszkańców Zachodniego Brzegu Jordanu, co stanowi znaczącą mniejszość w
stosunku do 12 milionowej nacji palestyńskiej w ogóle.
Prawo przede wszystkim
Suwerenność palestyńska może być zagwarantowana
jedynie na polu szerokiej reprezentacji palestyńskiego dążenia
niepodległościowego. Najlepszym narzędziem gwarancji palestyńskich praw jest
konsekwentny wysiłek samych Palestyńczyków, sprzężony z międzynarodowym
naciskiem na Izrael, który może skłonić Tel-Aviv do poszanowania prawa
ustanowionego przez społeczność międzynarodową, której Izrael jest częścią.
Równie ważny jest wymiar polityczny, który powinien być tożsamy w swej treści z
ustaleniami międzynarodowego prawa.
Inicjatywa wrześniowa okaże się sukcesem wtedy, jeśli
stanie się nie tylko narzędziem teoretycznej promocji suwerenności, ale także
platformą skutecznej dyplomacji, która do owej suwerenności doprowadzi. By tak
się stało, konieczne będzie zintegrowanie inicjatywy z projektem odpowiedniej,
rezolucji gwarantującej wycofanie okupacji (w tym okupacji Jerozolimy
Wschodniej), zniesienie osiedli, demontaż bariery bezpieczeństwa oraz
gwarantującej prawo powrotu dla palestyńskich uchodźców. Ustalenia owe
byłyby z jednej strony mocnym zaakcentowaniem palestyńskiego interesu
politycznego, z drugiej zaś wyrazem poszanowania dla międzynarodowego prawa.
Każda inna konsekwencja wrześniowej inicjatywy, która
przełoży polityczny/negocjacyjny interes nad treść prawa będzie porażką, sama
symbolika zaś smutną pamiątką „niepodległościowej” inicjatywy.
Żródła: crisisgroup.com, ashraq-e.com, nytimes.com, passia.org, bitterlemons.org, wrma.com, washingtoninstitute.org, foreignpolicy.com, middle-east-online.com ,
aljazeera.net,
Tekst ukazał sie na łamach Czsopisma Internetowego BliskiWschód.pl